No może nie do końca obcy. Ach, raz się żyje, są wakacje! Chwyciłam z powrotem walizkę i dalej kierowałam kroki do mieszkania wynajmowanego przez Nico. Wokół mnie rozpościerał się piękny, nadmorski widok: palmy rosnące wzdłuż ulic, wszędzie turyści, zakochane pary a na niebie mewy. Będąc w takim miejscu nie można stale podporządkowywać się zdrowemu rozsądkowi. Gdy wreszcie dotarłam pod jego dom i zadzwoniłam do drzwi, momentalnie zamarłam. Nie, nie dlatego że będziemy sami, ale uświadomiłam sobie jak teraz musiałam wyglądać. Po paru godzinnej podróży, zmęczona, spocona, brudna. Nie zaglądałam do lusterka od wyjazdu. Spodziewałam się, że gdy tylko przyjadę, będę mogła się odświeżyć. No świetnie! Chcesz sprawić miłe wrażenie na jedynej osobie którą tu znasz? Przyjdź do jego domu wyglądając jak pielgrzym po dniu wędrówki! Odwróciłam się i już miałam odejść kiedy zatrzymał mnie dźwięk aksamitnego głosu chłopaka:
-A jednak przyszłaś! Już myślałem, że się rozmyślisz i będę musiał sam cię odwiedzić.
Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się nerwowo. „Ignorowanie mnie przynosi ci same korzyści, radź sobie teraz sama” –wydawał się krzyczeć mój mózg.
-No hej. –Pomachałam mu, wciąż nie ukrywając zdenerwowania. –Wiesz, może jednak ja…
-Wejdziesz w końcu czy masz zamiar stać w tych drzwiach do rana? –Przerwał mi Nicolas. Sięgnęłam po walizkę, ale Nico był pierwszy.
-Rozgość się. Może chciałabyś pójść się odświeżyć? Pierwsze drzwi po lewej. –Powiedział, posyłając mi ten swój uśmiech pełen białych zębów.
-Czytasz mi w myślach! Nawet nie wiesz jakie to upokarzające tak stać przed tobą wyglądając jak łasica po porodzie! Mój wybawco! –pomyślałam. A tak naprawdę, uśmiechnęłam się krzywo i rzuciłam krótkie „dzięki, zaraz będę”. Wgramoliłam się szybko do łazienki i odetchnęłam z ulgą. Szybkie spojrzenie do lustra potwierdziło moje przewidywania. Chwyciłam pierwszą lepszą torbę i wyjęłam z niej kosmetyki. Weszłam pod prysznic i odkręciłam letnią wodę. Sięgnęłam ręką po różową buteleczkę z szamponem różano-kakaowym. Intensywny zapach szybko do mnie dotarł. Ciepła woda lała się z otworów w słuchawce, skapując na moje nagrzane ciało, posmarowane różano-kakaowym cudem. Gdy już ostatecznie pozbyłam się ostatnich śladów zmęczenia okryłam się ręcznikiem i otworzyłam kolejną torbę. Hmm, nie, to nie ubrania. W kolejnej znalazłam tylko buty. Ze zdenerwowaniem wyrzucałam zawartość wszystkich trzech walizek ale na nic. Usiadłam zdruzgotana na białych kafelkach łazienki próbując zrozumieć co się stało. Gdzie są moje ubrania do cholery?! W myślach powróciłam do zdarzeń dzisiejszego dnia. Zderzenie z chłopcem przy wyjściu z pociągu. Nie możliwe. A co jeśli torba została na dworcu?? Może ktoś oddał ją do punktu rzeczy znalezionych. Okej, ale co teraz?? Siedziałam tak na chłodnej podłodze oparta o drzwi już kolejne parę minut. „Musisz to zrobić, chyba że zamierzasz iść do domu w ręczniku” –podpowiadał rozum.
-Ekhem…Nico? –Zawołałam przez szaprę w drzwiach. Usłyszałam odpowiedź z przeciwnej strony mieszkania.
-Co, Mo?
-Czy miałbyś może…jakieś zapasowe ubranie?- Idiotka. –Bo…chyba zostawiłam walizkę z ciuchami na dworcu… -Zmieszana, z turbanem na głowie wyjrzałam bardziej przez uchylone drzwi łazienki próbując dostrzec chłopaka. Wybuchnął śmiechem, ale po chwili w moją stronę poleciał kłębek jakiś materiałów.
-Dzięki. –Odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę. Znów z ulgą zamknęłam drzwi. Spojrzałam na ubrania-Wielki, czarny t-shirt z nadrukiem i jeansy. „Okej” –westchnęłam. „Dobre i to”. Spodnie jednak okazały się zdecydowanie za duże. Wyglądałam jak mała dziewczynka, która ukradła tacie ubrania. Długo się jeszcze wahałam, po czym zdjęłam je. Bluzka była wystarczająco długa by zakryć mi pośladki. Mogła w zupełności posłużyć za sukienkę. Przewiązałam jeszcze włosy bandamą, poprawiłam makijaż i razem z walizkami wyszłam z łazienki. Bosymi stopami skierowałam się do miejsca, z którego dochodził cudowny zapach i nucenie chłopaka –do kuchni. Oparłam walizki o białe ściany przedpokoju i cicho jak kot zakradłam się za Nico.
-Co gotujesz? –zapytałam. Nico momentalnie odskoczył na bok.
-Jezu, Mo, nie strasz mnie tak! Mało brakowało a dostałabyś tą szpachelką w twarz! –Powiedział Nico. Szybko jednak uspokoił się i powoli na jego twarzy pojawił się wielki banan. Gapił się tak na mnie jakiś czas, w końcu nie wytrzymałam. Naciągnęłam bluzkę najbardziej jak się dało.
-Możesz przestać się na mnie gapić? –Prychnęłam. Chłopak jednak jeszcze raz obejrzał mnie, zaczynając od nóg, kończąc na fryzurze. W końcu spojrzał mi w oczy.
-Jeśli mam być szczery, to chcę tylko powiedzieć, że wyglądasz zajebiście seksownie. –Pokazał swoje lśniąco białe zęby. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki. Z trudem oderwałam wzrok od jego umięśnionego brzucha. Wyglądał jak ratownik z seriali telewizyjnych i gość z reklamy Colgate w jednym. Zaczęłam się śmiać ze zdenerwowaniem.
-No więc co gotujesz? –Zapytałam ponownie, chcąc zmienić temat.
-Ach, prawdziwie nadmorskie danie, mój specjał! Zapraszam do stołu! –Pochylił się jak kelner i wskazał mi miejsce. Zachichotałam cicho. Zjedliśmy kurczaka, był naprawdę pyszny. Kto by pomyślał, do zalet Nicolasa dopisuję „dobry kucharz”.
-Dobra, teraz ktoś musi to pozmywać. –Nico chwycił talerz i już miał wziąć mój, ale odsunęłam go.
-No nie, tyle zrobiłeś, daj mi chociaż w tym jednym ci pomóc. –Wstałam, uśmiechając się. Co jest ze mną nie tak? Zachciało mi się zmywać? Przecież nienawidzę tego robić… To tylko z grzeczności, tak.
-Nalegam. –Chwycił drugi koniec talerzy i popatrzył mi prosto w oczy. Jego oczy są niemal tak samo błękitne, co oczy Jane. Uśmiech zniknął z naszych twarzy. Złapał mnie za rękę, powoli, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Przybliżył się. Za blisko. Co się dzieje? Drżały mi ręce, zdałam sobie sprawę z tego, do czego on zmierza. Musnął palcami zewnętrzną część mojej dłoni. Znów poczułam zapach jego perfum.
-Zoey… -Wyszeptał. Nie przezwisko tylko moje imię.
-A co tu się wyprawia?! –Od drzwi rozległ się donośny krzyk faceta. Nico puścił moją rękę, przewrócił oczami, westchnął i wziął naczynia, odwracając się do zlewu.
-Cześć, Tris. Już wróciłeś? –Zapytał blondyn, nie przerywając mycia naczyń. Tymczasem źródło głosu, który
-Nie przedstawisz nas sobie, brachu? –Zapytał. Czułam się tak zażenowana i zawstydzona jakby przyłapano mnie na uprawianiu seksu z pięcioma facetami. Tymczasem tylko stanęłam bliżej Nico, gdy ten miał zamiar mnie pocałować. Tylko. Nicholas znudzony odwrócił się i oparł i metalowy zlew.
-Mo, to jest Tristian, mój kuzyn u którego mieszkam na czas wakacji. Tris, to jest Mo…Zoey. –Przejechał ręką po włosach i wyszedł z kuchni. Znów zaczęłam się denerwować. Nie, to złe określenie. Już wcześniej byłam zdenerwowana, teraz denerwowałam się jeszcze bardziej.
-No więc Mo czy Zoey? –Opalony chłopak gapił się na mnie, jakby prześwietlał mój umysł.
-Zoey. Nicholas wymyślił sobie, żeby nazywać mnie Mo. –Odparłam, po czym sięgnęłam po telefon. 5 nieodebranych połączeń od Any. O matko, jest już cholernie ciemno. Nie wysłuchałam nawet do końca Tristiana, rzuciłam szybko:
-Przepraszam was bardzo, ale muszę lecieć. Miałam być w domu 2 godziny temu. Miło było cię poznać Tristian. –Uśmiechnęłam się przyjacielsko, chwyciłam walizki i pomachałam jeszcze do niego, stojąc przy wyjściu.
-Jest już ciemno. Pozwól się chociaż odprowadzić. –Nagle z innego pokoju wyszedł Nico.
- Nie trzeba, to tylko kilka minut drogi. – rozsądek znowu wziął górę.
- Masz świadomość, że spytałem jedynie z grzeczności? Odprowadzę cię, czy tego chcesz, czy nie. – uśmiechnął się przebiegle.
Wywróciłam jedynie oczami i nie protestowałam.
- Noce bywają tu zimne, więc może lepiej ubrałabyś coś jeszcze – spojrzał na moje nogi i na jego twarzy pojawił się wymowny uśmiech. Zdanie „wyglądasz zajebiście seksownie” odbiło się echem w mojej głowie.
Kilka minut później stałam przy drzwiach w moich dżinsach z podróży z wielką plamą na kolanie oraz z wszystkim (tym razem sprawdziłam dokładnie) walizkami.
- Gotowa – zakomunikowałam Nico.
Chłopak rzucił w stronę Tristiana, że niedługo wróci i opuściliśmy mieszkanie.
No i kolejny kawał dobrej roboty :) znowu nie mogłam się doczekać aż napiszecie i ciągle czytałam poprzednie 3 posty nie mając co do roboty. Dzisiaj próbując pohamować moją wieczorną głupawkę starałam się nie odrywać od czytania od momentu łasicy w ciąży, jednak śmiałam się jeszcze chyba z 10 minut, co z 2 strony z punktu widzenia mojego brata musiało dość dziwnie wyglądać. Fabuła jest ciekawa przez urozmaicenie śmiesznymi zwrotami jak "seks z pięcioma facetami". Piszecie na prawdę świetnie i to co dzieje się tam można sobie idealnie odzwierciedlić w głowie dzięki szybkiemu i prostemu opisowi :) Ja standardowo już nie mogę się doczekać części 4 i pierwszego spotkania Zooey ze współlokatorką.
OdpowiedzUsuń